Naszą wycieczkę rozpoczynamy popołudniu w Zazrivie. Zostawiamy samochód na parkingu i jedziemy autobusami do Terchovej i dalej do Varin, skąd idziemy do czerwonego szlaku w Nezbudskiej Lučka.
Maszerujemy nim do rozdroża, gdzie spotykamy szlak niebieski. My dalej podążamy znakami czerwonymi pod Stary Zamek.
Tu zaczyna się mozolne podejście na Plešel. Temperatura i zmęczenie długą podróżą spowalniają naszą drogę. Późnym wieczorem docieramy do Chaty pod Suchym. Spędzamy tu pierwszą noc. Warunki w schronisku są dobre, ale obsługa jakaś dziwna, może dlatego, że przybyliśmy dość późno. Po szybkiej toalecie zasypiamy jak niemowlaki na mięciutkich materacach.
Rano muszę przyznać po bardzo dobrej jajecznicy na kiełbasie ruszamy w dalszą wędrówkę czerwonymi znakami. Podchodzimy na Javorine no i tu kończą się widoki.
Mgła jak się później okaże będzie nam towarzyszyła do końca dnia. Mijamy Przełęcz Prislop i wchodzimy na Suchy. Na mapie szczyt oznaczony jest jako punkt widokowy, my jedynie widzimy krzyż i flagę Słowacką.
Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej w drogę i przez Biele Skaly (śliskie od panującej wilgoci)
Skalnatý vrch, Stratenec schodzimy do Przełęczy Priehyb. Po drodze zdjęcia można było robić tylko różno kolorowym kwiatkom, a było ich mnóstwo.
Dorotka dość ciekawie uchwyciła kolorowego ptaszka, który przypatrywał się nam gdy odpoczywaliśmy.
Wchodzimy na Malý Kriváň. Widoków oczywiście zero, jak wcześniej pisałem mgła ani na chwilę nie odpuściła.
Oznaczeń punktów widokowych na naszej trasie jest dużo jednak nam nie jest dane w dzisiejszym dniu z nich skorzystać. Dlatego przez Pekelnik szybko dochodzimy do podejścia na Veĺký Kriváň. Plecaki zostawiamy w kosówce i na lekko zdobywamy szczyt.
Po zrobieniu fotek przy tabliczce schodzimy do Chaty pod Chlebom,
gdzie mamy zaplanowany drugi nocleg. W drodze do schroniska mgła zaczęła rzednąć i przynajmniej widzimy drogę jaką pokonujemy. W chacie warunki są podobne jak w poprzednim schronisku , tylko atmosfera zupełnie inna. Dziewczyny uśmiechnięte, zagadują nas skąd i dokąd idziemy. Konwersacja z nimi była miła. A woda w prysznicu zimna jak lód ( żetony po jedyne 0,5 € ). Dlatego łazienka wcale nie była oblegana, a nocowało tu kilka osób. Apartamenty dostajemy na poddaszu. Po smacznym obiedzie( kuchnia dobrze i smacznie daje zjeść) spotyka nas miłe zaskoczenie mgła zaczyna się podnosić. Podziwiamy górujący Chleb i Veĺký Kriváň.
Idziemy spać z nadzieją, że jutrzejszy dzień będzie bez mgły i nie będzie to wycieczka typowo botaniczna.
Rano spoglądamy w okna i widzimy, że poranek spowity jest mgłą. Miny mamy kiepskie. Zmieniamy plany nie wchodzimy na Chleb tylko niebieskimi znakami przez Kopiska maszerujemy na Hromové . Ku naszemu zdziwieniu przeobrażonemu w zachwyt pogoda poprawia się dość szybko. Mgła opada i ukazują się widoki.
Chmury podnoszą się i wreszcie widzimy gdzie idziemy. Wędrujemy przez piękną grań i przechodzimy przez kolejne szczyty Stienk, Poludňovy grúň do Stohovego Sedla.
Oglądamy się za siebie i podziwiamy trasę,
którą już przeszliśmy ponieważ przed nami majestatycznie góruje Stoh.
Podejście jest dość wyczerpujące, strome, ale warte – widoki zapierają dech w piersiach. Blisko szczytu maga spostrzega wygrzewającą się żmiję.
Oczywiście aparaty idą w ruch. Z kulminacji widać całą dzisiejszą i część wczorajszej naszej trasy. Przed nami pięknie prezentuje się Veĺký Rozsutec,
którego mamy zamiar zdobyć. Na górze wiatr mocno szaleje, a więc pstrykamy zdjęcia i schodzimy do przełęczy Medziholie. Spotykamy tu strażników parku którzy odpoczywali sobie na ławeczce. A więc mamy pecha nici z Rozsuteca. Legalnie można dopiero wejść na niego od 16 czerwca, nie kusimy losu i podążamy szlakiem niebieskim do Medzirozsutec. Przed nami wyrasta Malý Rozsutec.
Dobrze, że przynajmniej on nie jest obwarunkowany jakimiś zakazami. Zostawiamy plecaki pod opieką magi i zdobywamy Malý Rozsutec.
Cieszymy oczy pięknymi widokami i upamiętniamy nasze wejście zdjęciem. Schodzimy tą samą drogą do Agnieszki. Idziemy dalej czerwonymi znakami nieświadomi co nas czeka. Zejście do Prislop nad Bielou jest niekończące się i strome. Odczuliśmy to w naszych kolanach. Koncentracja sięga zenitu, poprzez wystające spod liści konary i kamienie. Dalej to już marsz do Zazrivy po samochód.