Od 5 do 11 września byliśmy w Tatrach, towarzyszyła nam Maga. Rano w poniedziałek po przyjeździe do Zakopanego i po zakwaterowaniu się, nie marnujemy czasu, podążamy na przystanek skąd odjeżdżają busy. Jedziemy do Doliny Filipka, skąd niebieskim szlakiem maszerujemy do Sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej.
Po zrobieniu kilku fotek idziemy przez Rusinową Polanę
na Gęsią Szyję. Widoki mamy piękne ponieważ pogoda tego dnia była wręcz upalna.
Dalej szlakiem zielonym przez Rówień Waksmundzką dochodzimy do schroniska Murowaniec.
Uzupełniamy płyny i uciekamy jak najszybciej z tego gwarnego miejsca. Kierujemy się niebieskim szlakiem do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Tak jak wspomniałem wcześniej pogoda nam dopisywała, a więc posiedzieliśmy dłuższą chwilę nad stawem.
Po długim odpoczynku wracamy szlakiem niebieskim do Przełęczy między Kopami i dalej szlakiem żółtym schodzimy do Doliny Jaworzynki.
I dalej do Kuźnic, skąd busem docieramy do Zakopanego.
Drugiego dnia od wczesnego ranka padał deszcz, a więc wstaliśmy nieco później i około 7 busem dojechaliśmy do Palenicy Białczańskiej. Tu wchodzimy w rzeszę maszerujących turystów, którzy podążają jeszcze rześkim krokiem do Morskiego Oka. Po około 45 minutach skręcamy na szlak zielony w dół do schroniska Roztoka, w którym spędzimy tą noc. Na dużej polanie stoi piękny drewniany budynek z oszklonym gankiem.
Schronisko bardzo klimatyczne z miłą obsługą. Po zameldowaniu się powracamy na szlak zielony mijamy Wodogrzmoty Mickiewicza
i maszerujemy do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Podchodzimy pod górę po kamiennych stopniach, szlak stopniowo nabiera wysokości. Po pewnym czasie ukazuje się naszym oczom wodospad Siklawa, który położony jest na progu Doliny Pięciu Stawów Polskich, widok niesamowity zapierający dech w piersiach.
Idziemy brzegiem Wielkiego Stawu, Małego Stawu, po lewej stronie mijamy chatkę TPN i dochodzimy do Przedniego Stawu przy, którym stoi najwyżej położone w Tatrach Polskich schronisko.
Dość pokaźny budynek schroniska. jest idealnie wkomponowany w krajobraz Tatr. Zjadamy z apetytem kanapki, dziewczyny zaserwowały sobie szarlotkę, ja z oczywistych względów tylko patrzyłem, bo nie było mojego ulubionego serniczka. Z pełnymi brzuchami maszerujemy dalej w kierunku Szpiglasowej Przełęczy.
Ze schroniska szlakiem niebieskim dochodzimy do Rozdroża, gdzie dochodzi żółty szlak, przechodzimy przez mostek i idziemy między Wielkim, a Czarnym Stawem Polskim i wchodzimy dość ostro pod górę na Szpiglasową Perć. Wspinamy się na Przełęcz. Z powodu braku czasu (późna pora) nie wchodzimy na szczyt Szpiglasa.
Schodzimy szlakiem żółtym do Morskiego Oka, następnie już po ciemku do schroniska Roztoka. Wspaniała widokowo wycieczka.
Trzeciego dnia mamy w planach zdobycie najwyższego szczytu w naszych Tatrach. Jest to nasze drugie wejście na Rysy, ale pierwsze od polskiej strony. Dzień zaczynamy bardzo wcześnie, zjadamy lekkie śniadanie o 5 30 wychodzimy ze schroniska i kierujemy się w stronę Morskiego Oka.
Rześkie powietrze i miła atmosfera umila nam poranne wędrowanie. Do Morskiego Oka dochodzimy przed siódmą, robimy króciutki odpoczynek.
Maszerujemy dalej, obchodzimy staw czerwonym szlakiem i po kamiennych schodach mijając po drodze krzyż dochodzimy do Czarnego Stawu pod Rysami.
Przeznaczamy tu kilka minut na sesję zdjęciową, wielkie jezioro otoczone jest ścianami potężnych gór. Jesteśmy tu dość wcześnie i możemy podziwiać między innymi oświetloną słońcem Kazalnicę Mięguszowicką – słynną ścianę wspinaczkową. Podążamy dalej szlakiem czerwonym, który okrąża staw z lewej strony. Dochodzimy pod zbocze, gdzie właściwie rozpoczyna się podejście na Rysy. Podchodzimy pod duży kamień i tu robimy sobie dłuższą przerwę. Rozciąga się stąd piękny widok z Czarnym Stawem i Morskim Okiem w tle.
Dochodzimy do Buli jest tu wyraźne wypłaszczenie, chwilę odpoczywamy i zaczynamy ostatni dość ciekawy etap podchodzenia na szczyt. Idziemy długimi odcinkami łańcuchów, następnie trawersujemy po północnej stronie kopuły szczytowej i wchodzimy na szczyt.
Cieszymy oczy pięknymi widokami, robimy pamiątkowe zdjęcie i schodzimy w dół stromym zboczem czerwonym szlakiem po słowackiej stronie. Trawersujemy do Przełęczy Wagi. Dalej dochodzimy do Chaty pod Rysami, która jest obecnie remontowana (bar przyjmuje turystów). Schodzimy dość długim szlakiem do Popradzkiego Stawu, następnie asfaltem do parkingu.
Wracamy do Zakopanego.
W czwartym dniu jedziemy busem do Siwej Polany. Pogoda już od rana nie była najlepsza, niebo było zachmurzone i zanosiło się na deszcz. Idziemy szlakiem zielonym dochodzimy do Polany Chochołowskiej,
niezwykłego miejsca, gdzie widać dawną pasterską wioskę pośrodku gór. Na lekkim wzniesieniu stoi drewniana kapliczka św. Jana Chrzciciela u podnóża Bobrowca.
Mijamy zabytkowe chałupy i dochodzimy do schroniska na Polanie Chochołowskiej, gdzie będziemy nocować kolejne trzy noce.
Tego dnia weszliśmy na Bobrowiecką Przełęcz, pogoda całkowicie załamała się i dalsza wędrówka nie miała sensu, całe popołudnie padał deszcz. Dziewczyny kupiły sobie książki, a ja odpoczywałem.
W piątym dniu mieliśmy zaplanowane zdobycie Bystrej. Jednak i dzisiaj pogoda nie była dla nas łaskawa. Rano zaczęli przyjeżdżać członkowie klubu. Po 9 rano ja, Dorotka, Maga, Katarynka, Atina, heathcliff, Agnieszka i Chmielo wyruszamy w trasę.
Kierujemy się do Siwej Przełęczy, a tam zdecydujemy co dalej. Idziemy ze schroniska do szlaku czarnego, Chmielo i Aga odchodzą od nas przy rozdrożu. Wchodzą na żółty szlak i wędrują do schroniska Ornak.
My dalej szlakiem czarnym podchodzimy na Siwą Przełęcz. Niestety wszystkie szczyty powyżej 1900 m są w chmurach.
Jednogłośnie decydujemy, że zdobywamy Ornak, ponieważ jest wolny od chmur.
Z Ornaka spoglądamy na częściowo zachmurzone Czerwone Wierchy i tonącą w chmurach Bystrą. W dole widzimy Dolinę Pyszniańską.
Schodzimy szlakiem zielonym po kamiennych schodach do szlaku żółtego, gdzie spotykamy grupę klubowiczów, min. wracających Chmiela i Agnieszkę. Razem wracamy do schroniska.
W sobotę ja, Dorotka, Maga i Rafał maszerujemy o świcie 4 30 na wschód słońca na Grzesia. Pod szczytem spotykamy śpiącego tu Cowboja z przyjaciółmi. Dziewczyny idą na górę, a my z Rafałem czekamy, aż gromadka wygrzebie się z pieleszy.
Po pewnym czasie dochodzimy na szczyt i tu miła niespodzianka, spotykamy Pati, która wyszła przed nami. Jak się okazało Patrycja miała niemiłe spotkanie z misiem – przeżycia godne napisania przynajmniej opowiadania. Na Grzesiu stoi duży krzyż, którego Patrycja długo nie zapomni. Z Grzesia schodzimy niebieskim szlakiem, grzbietem przypominającym bieszczadzkie połoniny.
Dalej podchodzimy na Rakonia, podejście nie jest zbyt wymagające. Dużo więcej wysiłku będzie nas kosztowało zdobycie kolejnego szczytu – Wołowca.
Pogoda zaczyna się psuć, góra tonie w chmurach.
Zdobywamy szczyt, chwilę odpoczywamy i maszerujemy dalej czerwonym szlakiem granią na Dziurawą Przełęcz. Mijamy po drodze po słowackiej stronie Stawy Jamnickie. Wchodzimy na Lopatę, szlak trawersuje po południowej stronie góry. Kolejnym szczytem na głównej grani, który mamy przed sobą jest Jarząbczy Wierch, który zdobywamy.
Widoczność mamy bardzo ograniczoną, powoli schodzimy do Przełęczy Jarząbczej, by następnie wejść na Kończysty Wierch, oczywiście z którego też nic nie widać. Postanawiamy skrócić trasę naszej wycieczki. Schodzimy szlakiem zielonym pod Trzydniowiański Wierch, gdzie rozbijamy biwak.
Pogoda jakby zaczynała się poprawiać, ale my już marzymy o ciepłej kąpieli, a tu jeszcze trzeba zejść do schroniska. Schodzimy szlakiem czerwonym .
W niedzielę po śniadaniu ja, Dorotka i Maga wracamy do Siwej Polany skąd jedziemy do Zakopanego po samochód. Bardzo wielkie dzięki Madze za wspólny pobyt w Tatrach. Dziękujemy Anicie, Katarynce, heathcliffow, Rafałowi i Pati za miłe wędrowanie.