Alpy Julijskie. Trzeci dzień naszego wędrowania po Słoweńskich Alpach. Po dwóch dniach wyczerpującej wędrówki po Alpach Kamnicko-Sawińskich jedziemy do doliny Vrat. Zostawiamy samochód na parkingu (udało nam się znaleźć jeszcze miejsce) i wychodzimy na szlak spod Aljazev dom. Idziemy malowniczą doliną Vrata i już tu te majestatyczne góry roztoczyły przed nami swe uroki, pięknie lśniące w słońcu poszarpane ściany wypiętrzające się nad zielonymi dolinami – widok dla którego warto tu być. Na chwilę przystajemy przy ogromnym karabińczyku (pomnik poświęcony partyzantom-alpinistom, którzy polegli w górach w czasie II wojny św.) i pstrykamy fotkę.
Przechodzimy na drugą stronę wyschniętego potoku Bistrica. Zaczynamy długie podejście. Podchodzimy Drogą Tominska. Pod ścianą Cmiru (2393m) skręcamy w prawo. Dochodzimy do miejsca, gdzie zakładamy uprzęże. Trawersujemy poszczególne stoki i przekraczamy głębokie żleby. Miejsca trudne są ubezpieczone linami, stalowymi bolcami i klamrami. Jednak owe zabezpieczenia przydałyby się jeszcze w kilku innych miejscach, ale ich nie było. Muszę zaznaczyć, że Słoweńcy mają inne kryteria „trudnego szlaku” niż my. Pisałem wcześniej o zejściu z Grintovca kominek w dół, a ty radź sobie przecież jesteś w górach. Na szlaku są też duże ekspozycje. Widoki na urwiste szczyty po przeciwnej stronie są imponujące.
Ścieżka pnie się w górę i wije pomiędzy skalistymi żebrami. Im wyżej podchodzimy tym mamy coraz lepszy widok na północną ścianę Triglava.
Późnym popołudniem dochodzimy do źródełka, które jest umiejscowione pod pionowymi ścianami Begunjskego vrhu, gdzie uzupełniamy wodę w butelkach i odpoczywamy. Trochę nas zaczęła przerażać ilość schodzących osób. Schodzą znaczy będzie luz na górze. Tak myśleliśmy, nieświadomi jaka czeka nas niespodzianka. Przechodzimy krótki piarżysty odcinek i wchodzimy na rozległy płaskowyż (Kotel).
Przed nami jeszcze ścianka z bolcami i jesteśmy przy schronisku. Ja w połowie płaskowyżu zostawiłem dziewczyny bo postanowiliśmy, że pójdę szybciej i zajmę zarezerwowany pokój. Jakież było moje zdziwienie, gdy moim oczom ukazały się tłumy ludzi przy schronisku jak i na szlaku na Triglav. Co prędzej popędziłem do recepcji i przeżyłem szok nie ma miejsca! Rezerwacja, jaka rezerwacja my nic nie wiemy, tak mi odpowiedział gość. Bież pan ławy i trzymaj je. Jak się okazało centrala w Lubljanie odpisała mi, że mam rezerwację ale do Triglavskego domu nie przesłała tego zamówienia. Znajduję w jednej z sal wolne ławki. Materace i koce już były rozdane. Dom liczy sobie około 300 miejsc i wszystkie zajęte. Dochodzą dziewczyny, które o dziwo reagują spokojnie na jadalniany apartament. Mamy mieszane uczucia, czy iść na szczyt teraz, czy rano. Akcja z nachalnym i bezczelnym młodzieńcem wybija nam z głowy atak szczytowy. Chłopak na bezczelnego chciał zająć miejsce magi. Po ostrej wymianie zdań zrezygnował, ale na koniec powiedział nam bardzo brzydkie słowo. Podminowani siedzimy na swoich miejscach. Schronisko jest okupowane w środku jak i na zewnątrz. Ludzie śpią nawet w małej kapliczce Matki Boskiej Śnieżnej. Panuje okropny hałas. Mieliśmy przyjemność poznać trójkę przemiłych Polaków z południa Polski. Jeden z nich ma na imię Jurek, jest niewidomy i robił koronę Europy. Dwoje innych, Kasia a imienia drugiego chłopaka nie pamiętam byli jego opiekunami. Wspaniali młodzi ludzie. Miło upłyną nam czas na pogawędce z nimi.
Spania też nie mieliśmy najlepszego bo oprócz, że twardo to jeszcze pod naszymi drzwiami grupa Słoweńców bawiła się w najlepsze. Imprezę skończyli około 4 nad ranem, a o 6 wpadła obsługa i koniec drzemania.
Napiszę delikatnie wnerwieni, zmęczeni, obolali a na dodatek za oknem był już sznurek ludzi na szlaku na Triglav decydujemy jednogłośnie, że schodzimy na dół.
Szkoda, postanawiamy jednak, że wrócimy tu w te piękne wapienne góry. Poznaliśmy szlak i wiemy kiedy (na pewno nie w weekend) tu przyjechać. Wracamy ze schroniska tą samą drogą przez Kotel do roztaju i początku szlaku Pot cez Prag przy źródle Begunjski studenec. Schodzimy najstarszym znakowanym szlakiem Alp Julijskich-Drogą przez Próg.
Piarżystym zboczem, dalej w znacznej ekspozycji zakosami podążamy w dół. Progi są ubezpieczone klamrami, linami i bolcami. Jeden z progów -Planjica jest pionowy, aczkolwiek najlepiej ubezpieczony. Z piargów unosi się kurz (nie schodzimy sami). Pocieszenie daje nam widziany w dole strumień.
Trawersem idziemy cały czas ku dolinie, wśród kosówek osiągamy ostatni skalny próg, tuż nad dnem doliny Vrata. Maszerujemy trawiasto-piarżystym zboczem na jej dno. Przechodzimy przez potok (była chwila dla zmęczonych nóg w zimnej wodzie) na lewą stronę. Podążamy wśród bukowego lasu, obok pomnika-haka do schroniska Aljażev dom. Następnie jedziemy do Bledu miasteczka położonego nad jeziorem o tej samej nazwie w północno-wschodnim krańcu Alp Julijskich. Mamy załatwiony nocleg w pensjonacie Sofija u sympatycznego Iwana. Gospodarz jak to bywa u Słowian przywitał nas sznapsem i zaproponował miejsca, które powinniśmy zobaczyć. Po zakwaterowaniu idziemy na rekonesans miasteczka. Zachodzimy też do knajpki poleconej przez Iwana. I tu witają nas wódeczką, aperitif to 2 rodzaje oliwy ze świeżym chlebem i lokalne danie(każdy zamówił sobie inne). Najedzeni wracamy do pensjonatu i do łóżeczek. Po ostatniej nieprzespanej nocy zapadamy bardzo szybko w sen.