Na przedostatni etap naszej wyprawy wychodzimy trochę później niż zawsze, bo około 9 rano. Po prostu przysnęło się nam. W nocy padał deszcz, ale rano było okej. Co prawda zapowiadane są burze, jednak zobaczymy co przyniesie nam dzień.
Wychodzimy na szlak za czerwonymi paskami. Ścieżka prowadzi grzbietową drogą przez mieszany las. Po około 30 minutach dochodzimy do słabo zauważalnej w terenie Łysiny. Pstrykamy pamiątkowe fotki na kulminacji i maszerujemy dalej granią.
Nieopodal Trzech Kopców ukazuje się nam polana. Jedyny na tej trasie punkt widokowy. Patrzymy na niebo, które zaczyna się chmurzyć. Burze były przewidywane, ale po południu. Marzymy, a może przejdzie bokiem. Po chwili jesteśmy na szczycie Lubomira, gdzie stoi okazałe Obserwatorium Astronomiczne. Teren wokół obiektu jest dobrze zagospodarowany – są stoły, ławy i tablice informacyjne.
Dość szybko schodzimy z góry ponieważ niebo zaczyna nas niepokoić. Zejście z Lubomira jest nie ciekawe najpierw kamienie, potem asfalt aż za przeł. Jaworzyce. Jednak widoki i słodziutkie poziomki odwracają naszą uwagę od drogi.
Według różnych przekazów na przeł. Jaworzyce kończy się Beskid Makowski, a zaczyna Wyspowy. W innych źródłach Lubomir jest już w B. Wyspowym. Teraz podchodzimy na Wierzbanowską Górę. Idziemy asfaltową drogą przez las. Mijamy przydrożny murowaną kaplicę z krzyżem i czteroma świętymi i letniskowe „domki”. Szlak w pewnym momencie opuszcza drogę i wspina się leśnym duktem na grzbiet Wierzbanowskiej. Osiągamy kulminację. Na szczytowej polanie stoi drewniany szałas.
Co prawda konstrukcja jego w pewnych miejscach nosi wyraźne znamiona upływu czasu, jednak trzyma się jeszcze. Na podszczytowej polanie robimy sobie postój. Wyszło słonko, a więc odpoczywamy dobrą godzinę. Oj gdybyśmy wiedzieli co będzie się działo za kilkadziesiąt minut to na pewno nie siedzieli byśmy tu tak długo.
Prowadziliśmy miła konwersację z Panią, która oglądała swoje pole. Ostatecznie zaprosiła nas na kawę, ale grzecznie odmówiliśmy bo nie stać nas było na kolejną godzinę leniuchowania. Ruszamy w drogę bo jak znaki pokazują to przed nami jeszcze kawał drogi. Przechodzimy przełęcz Szklarnia i wzniesienie Dzielec i tu dogania nas burza.
Błyska, pioruny walą i pada deszcz. A my nie mamy gdzie się schować. W tej symfonii grzmotów wychodzimy z lasu i docieramy do wiaty przy budowanym domu. Chowamy się i tak siedzimy.
Po kilkunastu minutach wyszło słonko i po burzy znaku nie było. Jak się później okaże to tylko chwilowa poprawa pogody. Deszcz na przemian ze słońcem będzie nam towarzyszył do końca dzisiejszej wycieczki. Maszerujemy do Kasiny Wielkiej. Przed nami sterczy masyw Lubogoszczy. Na krzyżówce odbijamy w lewo i tak około 30 minut poboczem szosy i idziemy do krzyża,
gdzie skręcamy na polną drogę. Następnie podchodzimy około godziny po śliskich kamieniach i błocie na szczyt Lubogoszczy. Jesteśmy tu trzeci raz i za każdym razem pada deszcz. Czy ta góra nas nie lubi?
Polana szczytowa spowita mgłą, ławki mokre, a przed nami jeszcze ponad godzinne zejście do Bazy pod Lubogoszczem. Podążamy płaskim duktem z wielkimi kałużami na nieco niższy zachodni szczyt góry.
Znakami schodzimy pod bazę. Podmoczeni, ale szczęśliwi, że już jesteśmy na miejscu (godz.18). W nagrodę, że nie poddaliśmy się burzy dostaliśmy domek z łazienką. Po dzisiejszym dniu, co za luksus. Gorąca woda i cieplutka kołderka dopełniły kończący się dzień. I tak zakończył się piąty dzień.
Na ostatni dzień naszej wędrówki MSB wychodzimy z Bazy pod Lubogoszczem.
Wracamy na szlak, którym schodzimy do Mszany Dolnej.
W centrum robimy małe zakupy i ulicami miasta za paskami podążamy w stronę przeł. Glisne. Przechodzimy na drugi brzeg Raby i podchodzimy obok zabudowań w górę. Trasa pnie się wśród pól do kolejnych domostw, mijamy kapliczkę od której prowadzi już droga gruntowa. Szlak wije się między polami i łąkami odsłaniając wokół piękne widoki. Osiągamy szczyt jakiegoś wzniesienia, gdzie stoi zadaszona wiata „Złote Wierchy” – miejsce do odpoczynku.
Uzupełniamy tu płyny, bo słoneczko dość mocno grzeje. Rozciąga się stąd panorama m in. na Śnieżnicę i Ćwilin. Dalej schodzimy na przeł. przed Okrągłą i przez przysiółek Szarkowa wychodzimy na szosę. Podejście na przeł. Glisną asfaltem i w pełnym słońcu daje nam popalić.
Przełęcz rozdziela masyw Szczebla od Lubonia Wielkiego.
Przy krzyżu skręcamy na polną drogę, która prowadzi, aż do brzegu lasu. Czeka nas teraz najbardziej żmudna część drogi. Idziemy stromym stokiem zakosami wśród lasu, aż na wysunięty ku wschodowi uskok grzbietu Lubonia. Tu pojawiają się znaki żółte. Grzbietem ścieżka prowadzi nas na szczyt. Kulminację wieńczy górująca ponad drzewami wieża przekaźnikowa, obok małe schronisko z 1931 r, oraz ławki i stoły dla turystów. Człowieków na szczycie sporo i widać, że zaczęły się wakacje. Dzieciaków bez liku. Odnajdujemy tabliczkę z oznakowaniem końca MSB.
Zastanawia nas tylko, dlaczego szlak kończy się na górze? Zejście, czy wejście (bo zależy od której strony się wędruje) to się nie liczy? Dziwne zakończenie lub rozpoczęcie MSB. Przysiadamy na trawie i kontemplujemy widoki.
Następnie schodzimy za niebieskimi paskami do Rabki, gdzie mamy samochód.
Podsumowując, większość tras z tego szlaku przeszliśmy już wcześniej jako samodzielne wycieczki. Góry nie wysokie – aczkolwiek z podejściami. Malownicze przysiółki lub wioski położone w dolinach. Pełne uroku – kapliczki i zapierające w piersi dech widoki. Oto walory Małego Szlaku Beskidzkiego. Pogoda oprócz jednego dnia dopisała nam. Zawsze musi być jakieś, ale i to właśnie był ten dzień z burzą.
Gratuluję przejścia całej trasy za jednym razem 🙂 Bo to zupełnie co innego niż rozdzielać taką wycieczkę na oddzielne etapy, inne wrażenia.
Też miałem to samo pytanie co Wy, dlaczego szlak kończy się na szczycie Lubonia Wielkiego, a z drugiej strony startuje w Bielsko-Biała Straconka. Z drugiej również powinien iść do Rabki-Zdrój, bo i tak trzeba tam zejść, by wrócić do domu.
Pozwolę sobie zalinkować do mojej relacji. Inne spojrzenie na tą samą trasę 🙂 – http://www.goryponadchmurami.pl/2014/12/may-szlak-beskidzki-w-3-dni.html
Dziękujemy 🙂
To jest krótki szlak, to można przejść za jednym razem. Planujemy GSB, ale już będziemy dzielić.
Super. Gratulacje. Ja planuję na końcówkę września przejście tego szlaku w całości, oby pogoda dopisała bo chcę zabrać ze sobą namiot.
Dziękujemy, przejście tego szlaku to czysta przyjemność. Gorąco polecamy. My też korzystaliśmy z namiotu. Szlak jest fajnie poprowadzony i dobrze oznakowany. Wrzesień jeszcze bywa ciepły, a zbliżająca się jesień tylko kolorów doda do widoków. Pozdrawiamy.