W niedzielę postanowiliśmy z Dorotką poszukać zimy. W Świdnicy to raczej jesień zadomowiła się, więc jedziemy w Góry Sowie bo tam na pewno Pani zima już jest. Zostawiamy samochód na Przełęczy Walimskiej – siodło w pn. zachodniej części Gór Sowich.
Biel śniegu bije po oczach. O dziwo na parkingu nikt nie zbiera pieniążków. Wychodzimy na niebieski szlak, który delikatnie pnie się do góry. Po drodze mamy widoki na okolice.
Dochodzimy do Rozdroża między Sowami. W pięknej zimowej scenerii idziemy na kulminację Wielkiej Sowy.
Kilkadziesiąt metrów od szczytu znajdują się ruiny dawnego schronu wojskowego – stacja pruskiej służby granicznej.
Naszym zdaniem szczyt Sowy najładniej prezentuje się zimą. Oszronione drzewa, wieża i biała kapliczka robią niesamowite wrażenie.
Przysiadamy na ławeczce w jednym z szałasów, gdzie pali się ognisko. Strudzeni wędrowcy piekli kiełbaski. Przyjemny zapach drażnił nasze nozdrza. Zjedliśmy szybko drugie śniadanie. I dalej w drogę. Wracamy do rozdroża i za żółtymi paskami podążamy przez Małą Sowę (927m),
szczyt i zbocza porośnięte lasem do Jeleniej Polany (815m). Na zachodnim zboczu Małej Sowy jest polana – skrzyżowanie leśnych dróg. Stoi też tu zadaszona wiata.
Latem fajne miejsce na popas. Przechodzimy teraz na Srebrną Drogę, niespotykany nigdzie kolor szlaku – fioletowy.
Prowadzi on z Przełęczy Walimskiej do Przełęczy Sokolej i oprowadza po dawnych kopalniach srebra.
Wracamy do samochodu. Jedziemy krętą drogą do Walimia. Zatrzymujemy się na chwilę na tzw. „patelni”, gdzie stoi pomnik upamiętniający tragicznie zmarłych legend polskich rajdów Mariana Bublewicza i Janusza Kuliga.
Odcinek z Rościszowa do Walimia jest kultowym miejscem rajdów samochodowych w Polsce. Miejsce jest zadbane i widać, że lokalni kibice dbają o ten teren.