Kolejny dzień przywitał nas wreszcie słonkiem. Pakujemy się i jedziemy do Barwinka – dawne przejście graniczne ze Słowacją.
Przygraniczna wieś powstała w XVI w. Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy w stronę krzyżówki szlaków na Dukielskim Przesmyku. Teren ten był przez trzy miesiące (od września do listopada) 1944 r. miejscem walk. Operację dukielską zaliczono do jednej z najbardziej krwawych bitew II wojny światowej. Armia Czerwona przepuściła atak na wojska III Rzeszy. Pochłonęła ona życie ok. 100 tysięcy żołnierzy: Armii Czerwonej, Czechosłowaków i niemieckich żołnierzy. Wiele jest tu miejsc pamięci. Podążamy granicznym szlakiem. Wędrujemy góra i dół.
Wchodzimy i schodzimy i tak przez Brdo (646 m), Porubskie Siodło (538 m), Siniak (682 m) do schronu. W 2012 r. na niewielkiej polance Magurski Park Narodowy postawił drewniany domek.
Na tablicy jest mapka tego terenu i informacja, że ten odcinek szlaku jest płatny. Znajdujemy się w MPN. Opłatę za wstęp można uiścić przez wysłanie sms’a. Wspaniałe udogodnienie.
Dalej szlak wiedzie leśnymi dróżkami na Przełęcz Beskid nad Olchowcem(542 m). Dochodzą tu żółte znaki i razem z granicznymi (czerwone)prowadzą na zachód. Podchodzimy przez Siodło pod Stávkom (652 m) na Baranie (754 m), po słowacku Stávok.
Baranie to szczyt położony w paśmie Beskidu Dukielskiego. Do 2005 roku stała tu metalowa wieża widokowa postawiona jeszcze przez Niemców podczas II wojny św. Niekonserwowana zawaliła się. W 2006 r. w miejsce starej Słowacy wybudowali nową drewnianą wieżę widokową. Jednak co pokazują zdjęcia zrobione przez nas ktoś „zajumał” schodki i widoków nie pooglądamy.
Na kulminacji oprócz wspomnianej budowli jest miejsce na ognisko i ładna, duża drewniana wiata z ławkami w środku. Wybudowana przez MPN. Jest też skrzyneczka z zeszytem (akurat nie było go) i dwie pieczątki(jeszcze są).
Szczyt jest również węzłem szlaków. Fajne miejsce, gdzie można odpocząć, rozpalić ognisko, a przy nie sprzyjającej pogodzie schować się do szałasu.
Przenocować też się da.
Odpoczywamy na ławeczce i po chwili ruszamy w dalszą drogę. Schodzimy na słowacką stronę za żółtymi paskami przez Krivý Most (498 m) i Čierťaž (417 m) wychodzimy z lasu na szutrową drogę. Maszerujemy tak do miejsca, gdzie stoi czołg T34. Jest to początek wsi Vyšná Pisaná (369 m).
Pierwsze wzmianki o wsi pochodzą z 1600 r. W czasie II wojny św. Vyšná Pisaná została całkowicie zniszczona. Te krwawe wydarzenia upamiętnia tablica, wspomniany czołg, oraz pomnik poległych w wojnie i jej następstwie. Odbudowa wsi trwała długo. Obecnie mieszka tu 67 osób. Droga nasza wiedzie dalej do Medvedia. Wsi położonej między górami. Szlak prowadzi lasem do rozdroża Pod Javorim (432 m), brzegiem obszernej łąki, leśnym duktem do asfaltu, którym osiągamy pierwsze zabudowania wioski.
Odbyliśmy tu miłą pogawędkę z Słowakami. Szukaliśmy sklepu lub jakiejś knajpy, bo przydały by się jakieś zimny soczek. Okazało się, że nie ma we wsi sklepu, jest tylko handel obwoźny. A do resaurantu trzeba jechać do miasta. Pocieszyli nas też, że do granicy już nie daleko, bo tylko 10 km. Cóż to jest przy dwudziestu paru, które już przeszliśmy. Dorotka śmieje się , że to bułeczka z masełkiem. Po drodze przechodzimy obok wypasionej ambony.
Pierwszy raz taką widzieliśmy. Domek jak się patrzy. Szlak wiedzie duktem leśnym, krótkim odcinkiem asfaltu, by ponownie wejść w las. Drepczemy przez malutki zielony mostek do leśnego „muzeum”. Pod Zvezlom (398 m) są okopy i sprzęt wojskowy (to jedno ze wspomnianych miejsc pamięci).
Teraz wychodzimy na asfaltową drogę, przy której stoi nawet samolot.
Mijając stare jabłonie skusiłem się zerwać dla Dorotki (ja kwasiurek nie jadam) jabłuszka.
Pycha stwierdziła bo soczyste i kwaśne, a mi aż gęsia skórka wyskoczyła jak te jabłka jadła. Trasa prowadzi wzdłuż głównej drogi z Polski na południe. Czas i głód nas gonił więc miarowym krokiem idziemy do granicy.
Mijamy monumentalny pomnik i cmentarz Armii Czechosłowackiej i po chwili jesteśmy przy samochodzie.
Jedziemy na Słowację i w przygranicznej knajpce zjadamy wyprażny ser, który cały dzień „za nami chodził”.
Po małych zakupach wracamy do Polski i jedziemy do Kamionki Wielkiej na kolejne noclegi. Cdn…
Słowacy nie mieli ustawy „dekomunizacyjnej”. Po uchwaleniu takiej jak w Polsce, to wszystkie czołgi, samoloty i sprzęt poszłyby pewnie na szrot :/
Komu to przeszkadza, że czołg stoi na polu. Takie wydarzenia miały miejsce i nic tego nie zmieni nawet ustawa dekomunizacyjna.