W sobotę gospodarz zawiózł nas samochodem na Przełęcz nad Bacówką. Prowadząc konwersację z Panem Piotrem dowiedzieliśmy się, że kapliczki, które stoją przy drodze do naszego domu ufundował i wykonał jego stryj.
O tych sakralnych obiektach napiszę w stosownym momencie. Dzisiaj chcemy przejść najwyższe pasmo Gór Grybowskich. Słoneczko od rana cieszy swoim blaskiem, tak więc zapowiada się ładny dzionek. Wyruszamy na szlak z przełęczy, która rozdziela dwa pasma Jaworza i Koziego Żebra.
Idziemy za niebieskimi znakami najpierw asfaltową drogą, następnie leśną, która pnie się do góry na Wojenną (794m), pierwszy szczyt na naszej trasie.
Po niedługim czasie przechodzimy na żółty szlak. I tak przez Kopiec (864 m), Tokarnię (828 m), Kozie Żebro (888 m),
Jaworzynę (822 m), Sapielską Górę (831 m) na zmianę wchodzimy na górkę i schodzimy z górki. Przypominają nam się nasze wałbrzyskie stożki, nie wysokie, ale dają popalić. Na trasie nie ma żadnych tabliczek z napisami szczytów przez które biegnie szlak. Żadnych charakterystycznych punktów, a o widokach to już nie wspomnę. Obchodzimy Margoń Wyżną (774 m) i wychodzimy na rozległą łąkę.
Spoglądamy za siebie na pasmo górek, po których niedawno maszerowaliśmy. Mamy widoki na prawo i na lewo.
Przechodzimy ową polankę i ponownie wchodzimy w las. Szerokim duktem idziemy kawałek i spotykamy drwali, którzy wskazali nam drogę do Żakówki wzdłuż urokliwych kapliczek. Droga kaplic prowadzi na odcinku kilku kilometrów, wśród lasu, po wzgórzach, obok domostw do głównej drogi w Kamionce Wielkiej.
Fundatorem szlaku „kaplicowego” był ks. Józef Żak, salezjanin. Pochodził z Kamionki Wielkiej. Dzieło budowania świętych obiektów podjął w 90-tych latach ubiegłego wieku. Na początku powstała kaplica Świętej Rodziny i stopniowo pojawiały się następne. Wszystkie płaskorzeźby i mozaiki wykonane zostały w Kawnicach, gdzie ks. Józef pracował. Stamtąd przewożone były do Żakówki. Na zdjęciach widać jak wiele pracy kosztowało wykonanie tych mistycznych mozaik.
Jest to kolejne ciekawe miejsce na szlaku po Beskidzie Niskim. Idąc od kapliczki do kapliczki doszliśmy do naszej kwatery. Pod koniec wycieczki pogoda zaczynała zmieniać się. Rano chwaliłem , że świeci słoneczko, a teraz ciemne chmurki go przykryły. Szybko przebieramy się i jedziemy do Nowego Sącza na obiad. Nie dane nam było długo pospacerować po rynku, bo wspomniane chmurki przyniosły deszcz.
Zjedliśmy pizzę w knajpce przy synagodze. Nieopodal synagogi są ruiny zamku królewskiego.
Deszcz skrócił nam wypad do starego grodu. Wracamy do Kamionki. Wieczorem dostaliśmy od żony Pana Piotra przepyszne i jeszcze ciepłe pączki własnej roboty, pychota.
Nadszedł czas powrotu do codziennych obowiązków. Zajęliśmy się pakowaniem, by jutro z samego rana pożegnać Beskid Niski, a „wstąpić” na chwilę w Pieniny Spiskie.