Góry w środku miasta – Góry Wałbrzyskie – 13.12.2020


13 grudnia niedziela nie zaspaliśmy i rano po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. Dzisiaj chcemy Was zabrać na wycieczkę po masywie zielonych wzgórz, Dorotka podpowiada, że raczej o tej porze roku to po brązowo – złocistych, ok. ma rację. Wzgórza, które wznoszą się ponad Starym Zdrojem noszą nazwy: Lisi Kamień (600 m), Ptasia Kopa (590 m) i Czarnota (526 m). Zaczniemy zatem od początku, pisałem już wcześniej, że Wałbrzych położony jest w Kotlinie Wałbrzyskiej i na zboczach otaczających go gór i wzgórz. Jest tu sporo parków i terenów leśnych. Kopalnie, które działały już dawno odeszły w niepamięć. Miasto prężnie rozwija się i ma duży potencjał turystyczny. To tak na wstępie.

Wychodzimy z mieszkania i żeby wydłużyć spacer idziemy piechotą do Starego Zdroju (dzielnica miasta).

Przechodzimy przez Park Sobieskiego (z Harcówką) i dalej ulicami miasta do Zdroju.

Tu na chwilę zatrzymamy się. Altwasser (chociaż pierwsza nazwa jego to Agua Antigua) – Stary Zdrój był dawnym uzdrowiskiem i osobną miejscowością. Wieś powstała w 1200 r. i słynęła z wód mineralnych. Rozwinął się też tu przemysł górniczy. Jedna z najstarszych informacji o górnictwie pochodzi z 1366 r. W 1868 r. na skutek prowadzonych w okolicy prac górniczych nastąpiło naruszenie warstw wodonośnych, które były źródłem miejscowych wód mineralnych. To spowodowało upadek uzdrowiska. W 1873 r. miejsce to odwiedzili ostatni kuracjusze. Przed II wojną światową, w 1910 r. Stary Zdrój włączono do gminy Wałbrzych. Wizytówką tej dzielnicy był okazały budynek, który właśnie spotykamy na naszej drodze.

Wygląda imponująco, niczym pałac z niewielką wieżyczką, na której umieszczony jest zegar. Gmach góruje nad okolicą, składa się z  głównego budynku i połączonego z nim mniejszego (sala sportowa).

Od spotkanej starszej Pani, którą Dorotka zagadnęła dowiadujemy się, że była tu szkoła (Weltliche Schule), ale i inne instytucje miały tu swoje siedziby. Szkołę oddano do użytku w 1928 r. W okresie wojny mieścił się tu szpital polowy, a w latach 1946-1947 punkt zbiorczy dla Niemców wysiedlanych z rejonu Wałbrzyskiego. Po wojnie budynek ponownie był  siedzibą szkół różnego stopnia. Funkcjonowała też tu filia Dolnośląskiego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. Niestety, zmierzch budowli nastąpił, gdy przestał pełnić funkcję edukacyjną. Dziś stoi pusty. Okazuje się, że został sprzedany prywatnemu właścicielowi. Zobaczymy co z tego wyniknie. Podążamy dalej. Przechodzimy obok statuy z 1751 r. św. Jana Nepomucena i kościoła św. Barbary.

Usytuowany na wzniesieniu, zbudowany w stylu neogotyckim w 1870 r. pomalowany na biało ładnie komponuje się z krajobrazem. Nieopodal świątyni wchodzimy na zielone i czarne znaki za którymi maszerujemy pod górę. Szlaków jest tu kilka. Przecinają się lub idą równolegle.

Ścieżek leśnych jest jeszcze więcej i żeby zobaczyć jak najwięcej trzeba meandrować między nimi. Idziemy duktem leśnym mijamy kilka zabudowań Poniatowa i schodzimy ze szlaku.

Zainteresowały nas wały ziemne, które ciągną się na około 300 metrów.

Na końcu stoi murowana ściana. Cóż to może być.

Intrygujące miejsce okazało się starą strzelnicą policyjną z 1927 r. Po wojnie służyła ona milicji obywatelskiej. Dziś to ruiny i śmietnisko. Szkoda bo można miejsce to wciągnąć na mapę szlaku i w ten sposób pozyskać nową atrakcję. Wracamy na szlak haszczując. Kroczymy na Lisi Kamień (Fuchsstein). Urozmaiceniem krajobrazu są porozrzucane skałki o różnych kształtach.

I tak  po około 200 m podejścia osiągamy pierwszą kulminację.

Betonowy słupek informuje nas o wysokości i nazwie góry na, której stoimy. Oczywiście nie ma co liczyć na widoki bo dookoła drzewa. Cały grzbiet porośnięty jest lasem mieszanym. Pstrykamy fotki i schodzimy. Na jednym z drzew wprawne oko wypatrzy (jest umieszczona dość wysoko) małą kapliczkę z figurką Maryi. Napis mówi, że jest to Madonna ze szlaku.

Wiele kapliczek spotykamy na szlakach, ale z takim podpisem to pierwszy raz. Na krzyżówce dróg odchodzimy w bok i ścieżką kierujemy się do położonego nieopodal punktu widokowego. Kiedyś na pewno oferował widoki, dziś jak widać na zdjęciu nie ma podestu, a rosnące drzewa zrobiły swoje.

A tak niewiele trzeba, wystarczy przyciąć samosiejki, położyć podest, przecież drzewa w lesie nie brakuje. Opuszczamy to coś co pozostało po tarasie widokowym i maszerujemy dalej. Przecinamy czarne paski i za niebieskim kolorem wdrapujemy się na jeden z wierzchołków Ptasiej Kopy.

Co prawda nie ma tu oznaczenia, ale jest dość wybitny i nie da się go nie zauważyć. I jak to w wałbrzyskich górkach bywa z górki i pod górkę, tak wygląda nasza droga. Pomiędzy wzgórzami jest polana z  miejscem na ognisko.

Blisko szczytu swego czasu stało dwukondygnacyjne murowano-drewniane schronisko i pawilon koncertowy.

Miejsce to było celem wycieczek kuracjuszy ze Zdroju. Zimą na zboczu Ptasiej Kopy (Vogelkoppe) działał tor saneczkowy. Schronisko (Vogelkoppebaude) spłonęło w 1938 r. Po innych budowlach nie ma śladu.  Ostały się tylko resztki muru.

Zdobywamy właściwy szczyt o czym mówi nam i tym razem betonowy słupek.

 

Na górze do lat 80 tych XX wieku stała wieża widokowa, która została rozebrana. Czas i warunki pogodowe zrobiły swoje. I tylko stare pocztówki dają nam możliwość zobaczyć jak wzgórze to było zagospodarowane. Została nam jeszcze jedna górka do zdobycia. Po drodze mijamy polanę biwakową, z której otwiera się panorama na strefę ekonomiczną, Poniatów, część Piaskowej Góry i Podzamcza.

Wracając odpoczniemy tu. Idziemy siodłem do rozdroża, gdzie odchodzą znaki, my poza szlakiem, duktem zdobywamy trzeci wierzchołek – Czarnotę (Schwarze Lehne). Szczyt nie jest oznakowany, ale łatwo można na niego trafić.

Wracamy tą samą drogą do wspomnianej polany. Rozległa łąka z widokiem, wiata, ławki i stół oraz duże palenisko. Dobre miejsce na relaks.

Posileni i rozgrzani ciepłą herbatką, z której najbardziej była zadowolona Funia, bo najzwyczajniej na świecie przesłodziłem ją. Nalałem za dużo soku. Wyszedł po prostu ulepek. Podążamy czerwonym szlakiem do Poniatowa.

Trawersujemy szerokim duktem Lisi Kamień. Dochodzimy do murowanej ściany przy, której byliśmy wcześniej.

Przed nami otwiera się  widok na górę o nazwie Czarnuszka ( i już mamy ją na tapecie).

Mijamy gaj jak nazwała go Dorotka krzewów dzikiej róży i głogu. Dobrze, że nie chciało jej się ich zrywać, bo już oczyma wyobraźni widziałem podrapane ręce. Wiem co mówię, bo kiedyś już przeszedłem coś takiego.

Wiem też, że nie odpuści zwłaszcza róży i na pewno wrócimy tu w najbliższym czasie. Kierujemy się w stronę dzielnicy Nowe Miasto. Dalej już chodnikiem do domu. Przeszliśmy 15 km z małym hakiem, trasa z kilkoma średnio wymagającymi podejściami. Kolejne miejsce na mapie Wałbrzycha, które kiedyś tętniło życiem, a dzisiaj warte jest przypomnienia.